poniedziałek, 25 września 2017

27.09.2017

50 kg

wszelka produkcja samochodow zawieszona

Brak wpisów nie był zaplanowany.

W środę 20.09 wypuścili ze szpitala, ale trzeba było ustalić termin chemii (12.10), poczekać na wypis, jechać po jedzenie do poradni żywienia. Łukasz przeszedł szybkie szkolenie z odżywiania przez jejunostomię i obsługi pompy. Podpisał papierki, że zobowiązuje się do zwrotu pompy "jakby wie Pan... wszystkim musimy to powiedzieć", pobranie krwii do papierologii i heja w drogę. Droga przyjemna, przespana w całości.  A potem już cudowne "mama, mama". Więc Wojtaliniemy zrobiliśmy do dziś mini wakacje od przedszkola i było bosko. A że telefony, wiadomości i facebook rozpraszają, a mój telefon postanowił się rozładować w czwartek rano, wcale nie pędziłam po ładowarkę. Telefon włączył Łukasz, ale tylko dlatego, że musiał sprawdzić numer.

I powiem jedno, cudownie jest się wyłączyć i spędzić bezcenny czas z najbliższymi. Tym bardziej, że Ci co wiedzą, jak się do Ciebie dobić i tak znajdą drogę, albo mają klucze od domu.
I Pognieciona, ja naprawdę Cię podziwiam, za to że się spełniasz, jestem z Ciebie niesamowicie dumna. Ale jednak coś mi sie wydaje, że wraz z utratą zasięgu, mam tu jakieś zakłócenia z przesyłam energii, chyba mój organizm się od Ciebie uzależnił.

Bo w piątek wieczorem się zaczęło. Wstrząs, drgawki, migotanie.
- Mamo dlaczego Ci tak mroźno?
- A mamie zaraz przejdzie.
- Dam Ci wody, woda Ci pomoże.
I gdy mój kochany mąż dzwonił po dziadków i po pogotowie, mój dzielny Wojtek poszedł po 1.5 litrową, nalał mi pół  szklanki i uratował matkę. A potem usiadł i oglądał bajkę dalej. Dzieci są cudowne, jakby ktoś miał wątpliwości.

Karteka rekord, poniżej minuty u nas pod domem. I znajoma twarz w postaci najcudowniejszego ratownika medycznego. Potem pomoc doraźna (ratownicy nie mogą przepisać antybiotyków). Rano chirurg. Tu rozciął, tam przepłukał i jakoś leci. Gorączka niestety nie chciała odpuścić, wiec żarcia Łuki nie mógł podać. Pani doktor z poradni żywienia stwierdziła, że leki muszę mieć dożylne. I tu się zaczynają schody. Bo mamy weekend. Apteka nie zamówi, aż do poniedziałku.

Sobota wieczór kolejny wstrząs i już tym razem pojechałam karetką, kolor czerwony.  Zrobili komplet badań. Myśli przyjemnych brak. A lekarze raczej nie lubią pacjentów onkologicznych. Bo nie wiedzą jak, nie wiedzą co. Dziękuję Szczepan, że przyjechałeś. Zawsze poprawiasz humor. Nawet jeśli leżę na izbie przyjęć o 3 w nocy, głodna, zmęczona i z gorączką. Cudowne jest to, że się nie zmieniłeś od liceum.

A w niedzielę wracałam do żywych. Gorączka spadła, wstrząsów nie było i po 2 dniowej przerwie można było podłączyć jedzenie. Ale to tylko dzięki temu, że dostałam antybiotyk i paracetamol dożylnie. Nie powiem jak zdobyliśmy te leki, żeby nikomu nie robić problemu, ale mogę z całą pewnością stwierdzić, że uratowało mi to życie. Dziękuję Cudowni Ludzie.

Wczoraj szwy zdjęte i postaram się powrócić do regularności we wpisach.

A na sam koniec chciałam tylko wspomnieć, że mam cudowną rodzinę, ale to chyba każdy zdążył się już zorientować. A moja teściowa, a tak naprawdę druga mama, postawiła mnie na nogi. Dostarczycielem jedzenia niezmiennie jest Łukasz. Niezdolna do samodzielnej egzystencji bez dwóch zdań. I od wczoraj zapisana do domowego hospicjum  - oni nie mają problemu z ładowaniem leków dożylnie. Trzymajcie kciuki, żebyśmy nie musieli do nich dzwonić.

A tak na marginesie, telefon leży wyciszony. Nie bardzo mogę gadać, bo mnie trochę zatyka (łykam powietrze), jak powiem o dwa zdania za dużo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

ROK

                                                      AUTOCHARAKTERYSTYKA    Nazywam się Magdalena Krawczyk. Jestem czternastolatką i ...